Piszę o sporcie warszawskim, o którym już tyle pisano. Ponieważ jednak sport warszawski przedstawiono jużto w barwach klubowych, jużto dlatego, że korespondenci pochodzący z Warszawy nie mogli przedstawić warszawskiego sportu z punktu widzenia sportsmana małopolskiego, zdecydowałem się spisać moje spostrzeżenia dla Przeglądu Sportowego i przeprowadzić porównanie ze światem sportowym krakowskim, który niedawno opuściłem.
Nie ulega wątpliwości, że Warszawa odegra w footballu poważną rolę, jakkolwiek dotąd takich postępów jak w lekkiej atletyce nie robi. Nie mamy bowiem powodu przypuszczać, że w Warszawie są ludzie mniej zdolni do sportu jak np. w Krakowie. Większy zasób materiału ludzkiego musi z czasem zrobić swoje. Caeteris paribus powstanie z czasem więcej drużyn w Warszawie niż w każdem innem mieście polskim, a między temi drużynami powstanie jedna lub kilka z rzeczywiście utalentowanymi graczami.
Dziwną jednak jest rzeczą, dlaczego Łódź szybciej się sportowo rozwija, jeżeli za miernik weźmiemy ilość klubów i frekwencję publiczności. Wszak Łódź była za czasów rosyjskich w tych samych warunkach co Warszawa ! Winę mojem zdaniem ponoszą ci rozmaici płatni referenci sportowi, którzy za pieniądze z widowisk sportowych młodzieży urządzali klomby w Agrikoli, winni recenzenci sportowi (o czem niżej), winna i sama młodzież, która widząc football ośmieszany przez „wychowawców” i pismaków gazetowych, wstydzi się w duszy „tego głupiego kopania”. Pozatem football ma wielką konkurencję w innych popularnych sportach jak kolarstwo, wioślarstwo a przedewszystkiem w wyścigach konnych, nadto nie miał szczęścia wejść w modę. A w Warszawie tyle robi się dla mody …
Jak wiadomo na wyrobienie „klasy” w footballu składa się talent graczy, trening i system.
Graczy z talentem w Warszawie jest teraz dużo: w młodszych drużynach widziałem graczy z zdumiewającą techniką, nie wiadomo u kogo podpatrzoną. Z treningiem gorzej. Polonia gorzej trenowana niż za czasów Kimptona. Warszawianka też: jej ostatnie wysoko-cyfrowe porażki na to wskazują. Wyjątek stanowi paru napastników, którzy uprawiają biegi. Nie lepiej w Legji i AZSie. Drużyny drugoklasowe nie mają gdzie trenować.
Najgorzej z systemem. Warszawa nie ma wzorów. Mało się gra z zagranicą; juniorzy nie mogą się uczyć kombinacji, bo jej u starszych nie widzą; kluby nie mogą sprowadzać zagranicznych drużyn, bo publiczność nie dopisze w razie niepogody lub wyścigów, a jedna nieudała impreza – to kilkunastomiljonowy deficyt. Pierwszym etapem w rozwoju footballu jest wyrabianie się w klubach dobrych tyłów. Tak jest w Warszawie. Polonia ma tyły naprawdę pierwszorzędne: J. Loth, Hamburger, Czyżewski, Bułanow II, Loth I… i Mück, ta szóstka nie wiele ustępuje tyłom Cracovii lub Wisły. Wprawdzie takling backów nie stoi na poziomie Cracovii, a nawet Warszawianki, ale J. Loth, którego cała wartość leży w tem, że gra 3-go backa wyrównuje ich braki. W tym sezonie wybija się spokojny Czyżewski, aczkolwiek bieg ma słaby i rzut oswobadzający krótki. Pomocy tak pod względem rozbijania ataków przeciwnika jak i wyrobienia pozycji atakowi nic nie można zarzucić. Tyły Warszawianki fizycznie słabsze, słabo biegające (backi), taktycznie lepsze od Polonii, umiejętnie stosują one – back system. Ogólna wartość w walce mniejsza. Wygląda to paradoksalnie, jednak jest to zrozumiałem, że najlepsza technicznie drużyna juniorów przegra ze starszymi, mocnymi, dobrze biegającymi choć technicznie surowymi graczami, gdyż w starcie będzie się spóźniała, a w sytuacjach podbramkowych siła fizyczna zrobi swoje. Legja znalazła sobie dobrego bramkarza w Akimowie. Bujak nic nie stracił ze swej dawnej sprawności. Pomocnicy dobrze podają tylko nieco za długo piłkę przetrzymują. Najwięcej z pomocników warszawskich wykazują chęci do stopowania. W AZSie gra Tupalski i 10-ciu (a często mniej) innych panów. Tyły AZS-u złożone z graczy wysokich i silnych, słabe i taktycznie i technicznie, tak że chyba nie przesadzę twierdząc, że w Krakowie żadnej drużynie drugoklasowej tyle pudeł, nietrafień w piłkę nie przydarza się na meczu co akademikom. Ataku kombinującego trójką środkową żadna drużyna w Warszawie nie ma. Kombinacji serjowej (sznurkowej) t.j. takiej gdzie gracze zacząwszy passingami przejeżdżają całe boisko nie dając dotknąć piłki przeciwnikowi – nie widać. Normalnie gra podobna do tennisu, kopie na przemian to jedna, to druga strona; z czasem jedna strona bierze przewagę, tak że przeciwnik odkopuje piłkę coraz to bliżej z pod bramki, aż raz przejdzie linję bramkową. Napastnicy podają sobie piłkę skośnymi passingami i z reguły przed przeciwnikiem. Kombinację wprost ze zmianą miejsc praktykował zeszłego roku Grabowski z Hermansem, tego roku Czech z Krawusiem, ale ci ostatni nie umieją tej kombinacji zakończyć startem lub centrą. Warszawianka próbuje często przebojów (Zwierz, Szenajch). W Polonii strzela przeważnie bramki Tadek Grabowski z centr z lewej strony. Żelechowskiemu po dawnych dobrych czasach, kiedy grał obok śp. Poznańskiego, pozostała tylko…brutalność. Przy swoim systemie obronnym powinna Polonia na wzór wiedeńskiej Hakoah prowadzić atak skrzydłami. Sukcesy forsowania skrzydeł osiągnęła już raz na meczu z Legją. Nadmienić muszę, że z drużynami krakowskimi i zagranicznymi gra Polonia o klasę lepiej niż zwykle. Jest to znane zjawisko, że z mocniejszym przeciwnikiem gra się lepiej. Atak Legji ma bardzo dobrą siłę w Sobolcie, grającym na skrzydle ofiarnie i śmiało i dobrze centrującym. Krawuś posiada dość daleko posunięta technikę, centry jego są jednak za krótkie. Obaj jednak nie biegają zbyt szybko, co dla graczy skrzydłowych jest wielkim minusem.
Najszybszych napastników posiada Warszawianka. Szenajch i Gachet mieliby prawdopodobnie bieg na 100 m. Zwierz – wywodzący swój ród ze sławnego w historii footballu polskiego – krakowskiego zwierzyńca, jest osią ataku Warszawianki. Najsłabiej obsadzone prawe skrzydło. Jak wspomniałem, o ile Warszawianka trafi na tyły przeciwnika słabo trenowanego w biegu, strzela mu efektowne bramki z przebojów. Tem się tłumaczą jej piękne wyniki z Pogonią i Legją. Drużyna, która ma szybkie tyły, łatwo likwiduje zakusy przebojowców Warszawianki, którzy wówczas nie umieją zdobyć się na grę kombinacyjną.
Reasumując. Komisja trzech może się bez wahania zgodzić na wstawienie do reprezentacji Polski Janka Lotha; w razie niemożności wstawienia Synowca, Cikowskiego czy Gierasa nie skompromitują Warszawy Mück, Loth I czy Bułanow II. Kierownik ataku jeszcze się w Warszawie nie ukazał, indywidualności w ataku w stylu Garbienia czy Wacka jeszcze nie widzę, ale mam nadzieję, że jest to kwestią niedalekiej przyszłości. Prasie warszawskiej też należy się słów parę. Jest prawie bez wyjątku niefachowa i tak zabarwiona klubowo, że to wychodzi na szkodę sportu. Puszcza się umyślnie nie prawdziwe wiadomości w pismach, które czyta niesportowa publiczność o brutalności, o ranach graczy, podkreśla się nawet przypadkowe zderzenia, by wzbudzić w czytelniku mniemanie, że tylko takiemi praktykami przeciwnik osiągnął zwycięstwo. W ten sposób przedstawia się football jako mordownię, jako miejsce, gdzie krwiożercze instynkty mogą się uzewnętrzniać i są bardzo cenione. Ulubionem zajęciem prasy warszawskiej są porównania i lubowanie się we wnioskach. „Kimpton grał w Aston Villa, Aston Villa jest najlepszą drużyną świata. Polonię zaczyna trenować najlepszy trener świata.” Co to będzie ?… Z graczy zbyt szybko robi się mistrzów I klasy „Gracz tej miary co” … np.: Żelechowski, jest ulubionem określeniem. W razie pierwszego niepowodzenia najlepszy gracz jest celem ataków czasem niekulturalnych. Doświadcza tego obecnie T. Grabowski. Dla propagandy nie robi się nic. Ponieważ to samo jest i w innych okręgach, przypominam moment, jak po meczu z Jugosławią byliśmy na Annagasse w lokalu Verbandu w Wiedniu i oglądali piłki zakupione ze zbiórki. Widzieliśmy grupki uczniów, którzy wykazawszy się potwierdzeniem, że uczęszczają w jednej dzielnicy do szkoły, otrzymywali darmo piłki od Verbandu. Wiele mówiono o konieczności takiej akcji w Polsce, mówili o tem ludzie, którzy mogli to na zgromadzeniach poruszyć i mieli sposobność tę ideę w prasie sportowej lansować. Czy taka zbiórka nie udała by się, gdyby nasi reprezentatywni gracze przed meczem z Jugosławią poszli między publiczność? Są inne sposoby. Ale wróćmy do Warszawy.
O publiczności warszawskiej mają krajowe drużyny ujemne wrażenie, zagraniczne zdaje się są zadowolone. Płynie to stąd, że publiczność warszawska, wprowadzona w błąd przez niefachową prasę, ma zbyt wygórowane pojęcia o klasie warszawskiego footballu i wszelki sukces przeciwnika uważa za nielegalne sztuczki jego lub sędziego. Dla publiczności tej istnieje tylko wynik, nie umie cenić jednak, względnie nie aplauduje pięknej gry. Brawa dla klubu warszawskiego to w 90% „Schadenfreude” zwolenników trzech pozostałych klubów pierwszoklasowych. Na meczu Polonia – Legja z przykrością zauważyłem, że gdy Sobolta został dotkliwie kopnięty przez przeciwnika i głośno z bólu krzyknął – trybuna przyjęła ten fakt rykiem radości i brawami. Stan boisk warszawskich dużo pozostawia do życzenia. Agrikola w czasie deszczu nie nadaje się do mistrzostw, gdyż podkład ma gliniasty a przez to grząski. Dynasy nie zatrawione i jak boisko Legji prócz wybojów dużo na nich kamieni, co jest niebezpiecznem w razie upadku gracza. Trybun krytych niema na żadnem boisku, a tylko w Agrikoli miejsca stojące mają podwyższenia amfiteatralne. Co do położenia Agrikola jest jednym z najładniejszych placów w Polsce. Sędziowie warszawscy nie przedstawiają wysokiej klasy. Sędziego w stylu dra Lustgartena, Obrubańskiego lub Rosenfelda niema. Najlepiej przedstawiają się Stefan Loth, J.Grabowski, i może Strzelecki. Reszta uważa, żeby żaden z graczy ich orzeczeń nie kwestionował, pozatem gracze mogą sobie robić co zechcą. Darmo żądałby kapitan drużyny zastosowania przepisów o oddaleniu graczy przy rzucie pośrednim na polu karnem. Gracze Wisły zgodnie skarżyli się, że każda walka o piłkę była pod okiem sędziego prowadzona foul. W obsadzie zawodów zdarzały się takie anomalje, że gracz zainteresowanego klubu Loth I prowadził mecz o mistrzostwo dwu innych klubów pierwszoklasowych, zresztą dobrze.
Ogólnie biorąc Warszawa postępuje naprzód w footballu. Wyniki Legji z BBSV, Warszawianki z Wawelem, Polonii z Wartą są bardzo wartościowymi. W jednym dniu odbywają się po trzy mecze drużyn pierwszoklasowych, liczba drużyn drugo i trzecioklasowych wzrosła. Przyjdzie czas, że Warszawa stanie na czele polskiego footballu. Kto dożyje, zobaczy.